Kopiowanie, przetwarzanie i rozpowszechnianie tych materiałów w całości lub w części bez mojej zgody jest bezwzględnie zabronione i stanowi naruszenie praw autorskich. Naruszenie regulaminu będzie skutkowało konsekwencjami prawnymi! Podstawa prawna: Dz. U. 94 nr 24 poz. 83, sprost.: Dz. U. 94 nr 43 poz. 170.
niedziela, 28 września 2014
Niedziela dla włosów #4 FARBOWANIE!!!
Cześć!
To już dziś! Myślałam, że się nie doczekam! Cały wrzesień odliczałam dni i w końcu nadszedł ten Wielki Dzień. Dzień farbowania włosów. Cieszę się jak dziecko, ale tak długo na to czekałam, że wizja pomalowanych włosów sprawia że na prawdę mam na gębie banana.
Przechodząc do konkretów, kompletnie nie wiedziałam jak się zabrać za farbowanie. Od tygodnia czytałam o farbowaniu na olej czy odżywkę. Byłam rozbita i nie wiedziałam co zrobić, żeby nie spalić włosów. Zdecydowałam się jednak na farbowanie mocno przetłuszczonych włosów, nie wiem skąd ta teoria, ale zawsze tak robię. Moja mama i siostra również. Włosy umyłam w czwartek wieczorem. Piątek zniosłam całkiem dobrze, bo wtedy moje włosy prezentowały się elegancko. W sobotę już nie było tak kolorowo, włosy wyraźnie krzyczały "Umyj nas!" ale ja dzielnie i uparcie siedziałam w tym przetłuszczu. Chwilowo poradziłam sobie używając suchego szamponu, ale wieczorem wyczesałam go z włosów pozostawiając przyklapnięte tłuste pasma w kucyku. Dziś naolejowałam końcówki olejem lnianym. Chociaż "naolejwałam" to złe określenie, delikatnie smyrnęłam końcówki tłustą ręką. Chciałam jedynie zabezpieczyć końce, które są trochę suche. Czytałam wiele opinii, że naolejowanie włosy trudniej łapią farbę i kolor krócej się trzyma, na moich końcówkach jest jeszcze warstwa henny więc ich kolor jest intensywny więc jak na razie się nie zrażam. Poczekamy zobaczymy :D Do farbowania użyłam kupionej już w lipcu farby L'oreal Preference Mango 74.
Zawartość opakowania przedstawiała się następująco:
Zestaw standardowy, najbardziej zaciekawiła mnie odżywka, której wbrew pozorów jest dosyć dużo, bo aż 54 ml! Zawsze zastanawiałam się kiedy zaczyna się moment, że nie wystarcza nam już jedna farba i trzeba kupować dwie. Dziś to zrozumiałam. Farby było dosłownie na styk, gdybym miała włosy dłuższe o kilka centymetrów, na pewno zabrakło by mi farby, a wtedy byłaby teksańska masakra. Po nałożeniu farby owinęłam włosy foliowym czepkiem, turbanem i na to jeszcze dużym ręcznikiem, aby mojej głowie nie było zimno :D W takim gorącu siedziałam przez ok 35 minut. Następnie spłukałam farbę z włosów, nałożyłam 1/3 odżywki L'oreal Preference na ok 5-6 minut, a na koniec zrobiłam płukankę z octu jabłkowego (który potwornie śmierdział). Po calej procedurze mycia włosów zawinęłam je w ręcznik i odsączyłam wodę. Po ok 15 minutach wysuszyłam grzywkę, resztę włosów zostawiłam do naturalnego schnięcia. No i szok! Włosy są jakby trochę czerwone, ale bardzo intensywne. Nie powiem, że mi się nie podoba, tylko po prostu wyglądam inaczej. Po pół roku z wypłowiałym, mysim kolorem na głowie wyglądam zupełnie inaczej. Kolor jest fajny, po prostu muszę się do niego przyzwyczaić :)
Efekt w świetle naturalnym, słonecznym:
To już efekt w świetle dziennym, ale nie słonecznym:
Co z włosami?
Nie ukrywam, że trochę pocierpiały. Są delikatnie przesuszone i końcówki potrzebują podcięcia, ale jak na razie się wstrzymam. Olejowanie zacznę dopiero za jakiś czas, muszę poczytać jakie oleje nadają się do włosów farbowanych, aby nie wypłukać koloru zbyt szybko. Już się zaopatrzyłam w szampon Isana dla rudzielców. Planuję też zakup jakiejś odżywki do włosów farbowanych. Możecie mi coś polecić ? Do tej pory nie miałam takiej odżywki, a chciałabym dbać o kondycję włosów i koloru jednocześnie. Może wieczorem dorzucę kilka zdjęć, ale nie wiem co z tego wyjdzie :)
Poza farbowaniem moja niedziela dla włosów była raczej uboga. Jak się mają wasze włosy ?
czwartek, 25 września 2014
Top 3 książek z dzieciństwa
Cześć!
Moje dzieciństwo dobiegło końca rok temu. Obchodzę 19 urodziny i sentymentalnie spoglądam w przeszłość. Moje dzieciństwo było piękne. Nie było smartfonów, niewiele osób miało Internet, cały dzień spędzałam na podwórku. Jedliśmy gumy Turbo, wciągaliśmy oranżadki nosem (lol) i oglądaliśmy Randkę w ciemno. Jednak coś co mi najbardziej zapadło w pamięć to książki, które czytał mi tata, a później czytałam je sama. Przygotowałam Wam listę trzech książek, które najbardziej zapadły mi w pamięć Niektóre są śmieszne i lekkie, ale niektóre zawierają w sobie trochę smutku i bólu.Od razu powiem, że nie umiem opisywać książek, to trochę inne niż pisanie recenzji kosmetyku, więc z góry proszę o zrozumienie :)
Dzieci z Bullerbyn - Astrid Lindgren
Książka, która podbiła moje serce. Jest wesoła, lekka, a co najważniejsze wciąga do granic możliwości. Myślę, że każdy zna przygody dzieciaków żyjących w szwedzkiej wsi Bullerbyn. To pierwsza książka, która zapadła mi tak głęboko w pamięć zważając na to, że jest stosunkowo gruba. Pamiętam, że pierwszy raz czytał mi ją tata, później czytałam ją sama. Była piękna i chyba każdy z nas marzył o takim dzieciństwie jaki opisywała siedmioletnia Lisa :)
Dynastia Miziołków - Joanna Olech
Tę książkę dostałam od swojej cioci. Jest ze specjalną dedykacją i mam do niej ogromny sentyment. Potrafiłam kilka razy wracać do książki i czytając te same fragmenty. Książka jest wydana w roku 1993, dostałam ją w 2004, czyli w wieku dziewięciu lat. Książka jest pisana w formie pamiętnika, a jej głównym bohaterem jest Miziołek- młody chłopak, który nie ma więcej niż 15 lat. W książce nie pada jego imię, zawsze jest nazywany Miziołkiem. Mamioszon i Papiszon- rodzice Miziołka. Mamiszon to kulinarny głąb, a Papiszon to maniak komputerowy. Kaszydło i Mały Potwór- młodsze siostry Miziołka, Kaszydło czyli Kasia ma lat cztery i uwielbia się przebierać. Jest kłamczuchem i skarżypytą, wierzy w Świętego Mikołaja. Mały Potwór to "samiczka trojga imion: Anna Klementyna Natalia". Jest Ukochanym Dzidziusiem Mamusi. Książka opisuje rok życia rodziny, wakacje, święta- wszystko. Książka jest przezabawna i na prawdę warto ją przeczytać.
O psie, który jeździł koleją - Roman Pisarski
Akcja toczy się we Włoszech. Pies Lampo zostaje przygarnięty przez pracownika kolei. Pies wiele razy uciekał, a później wracał do swoich właścicieli. Podróżował pociągiem skąd bierze się nazwa utworu. Książka kończy się w bardzo smutny sposób, Lampo ginie pod kołami pociągu ratując córkę właściciela, która bawiła się na torach. "O psie, który jeździł koleją" była chyba jedną z pierwszych książek, która doprowadziła mnie do łez. Czytając o umierającym psie czułam się jakbym traciła bliską mi osobę. Książka jest niezwykle wzruszająca i z wielką chęcią przeczytałabym ją jeszcze raz.
Moje dzieciństwo dobiegło końca rok temu. Obchodzę 19 urodziny i sentymentalnie spoglądam w przeszłość. Moje dzieciństwo było piękne. Nie było smartfonów, niewiele osób miało Internet, cały dzień spędzałam na podwórku. Jedliśmy gumy Turbo, wciągaliśmy oranżadki nosem (lol) i oglądaliśmy Randkę w ciemno. Jednak coś co mi najbardziej zapadło w pamięć to książki, które czytał mi tata, a później czytałam je sama. Przygotowałam Wam listę trzech książek, które najbardziej zapadły mi w pamięć Niektóre są śmieszne i lekkie, ale niektóre zawierają w sobie trochę smutku i bólu.Od razu powiem, że nie umiem opisywać książek, to trochę inne niż pisanie recenzji kosmetyku, więc z góry proszę o zrozumienie :)
Dzieci z Bullerbyn - Astrid Lindgren
Książka, która podbiła moje serce. Jest wesoła, lekka, a co najważniejsze wciąga do granic możliwości. Myślę, że każdy zna przygody dzieciaków żyjących w szwedzkiej wsi Bullerbyn. To pierwsza książka, która zapadła mi tak głęboko w pamięć zważając na to, że jest stosunkowo gruba. Pamiętam, że pierwszy raz czytał mi ją tata, później czytałam ją sama. Była piękna i chyba każdy z nas marzył o takim dzieciństwie jaki opisywała siedmioletnia Lisa :)
Dynastia Miziołków - Joanna Olech
Tę książkę dostałam od swojej cioci. Jest ze specjalną dedykacją i mam do niej ogromny sentyment. Potrafiłam kilka razy wracać do książki i czytając te same fragmenty. Książka jest wydana w roku 1993, dostałam ją w 2004, czyli w wieku dziewięciu lat. Książka jest pisana w formie pamiętnika, a jej głównym bohaterem jest Miziołek- młody chłopak, który nie ma więcej niż 15 lat. W książce nie pada jego imię, zawsze jest nazywany Miziołkiem. Mamioszon i Papiszon- rodzice Miziołka. Mamiszon to kulinarny głąb, a Papiszon to maniak komputerowy. Kaszydło i Mały Potwór- młodsze siostry Miziołka, Kaszydło czyli Kasia ma lat cztery i uwielbia się przebierać. Jest kłamczuchem i skarżypytą, wierzy w Świętego Mikołaja. Mały Potwór to "samiczka trojga imion: Anna Klementyna Natalia". Jest Ukochanym Dzidziusiem Mamusi. Książka opisuje rok życia rodziny, wakacje, święta- wszystko. Książka jest przezabawna i na prawdę warto ją przeczytać.
O psie, który jeździł koleją - Roman Pisarski
Akcja toczy się we Włoszech. Pies Lampo zostaje przygarnięty przez pracownika kolei. Pies wiele razy uciekał, a później wracał do swoich właścicieli. Podróżował pociągiem skąd bierze się nazwa utworu. Książka kończy się w bardzo smutny sposób, Lampo ginie pod kołami pociągu ratując córkę właściciela, która bawiła się na torach. "O psie, który jeździł koleją" była chyba jedną z pierwszych książek, która doprowadziła mnie do łez. Czytając o umierającym psie czułam się jakbym traciła bliską mi osobę. Książka jest niezwykle wzruszająca i z wielką chęcią przeczytałabym ją jeszcze raz.
wtorek, 23 września 2014
Autumn- jesienna pielęgnacja
Cześć!
Kocham jesień, ale moje włosy nie :( Jesień i Zima to ich znienawidzone pory roku, buntują się i protestują pusząc się do granic możliwości. Niestety pomimo ogromnych chęci nie umiem opanować puchu. Wszelkimi sposobami próbuję dociążyć włosy, ale nic nie wychodzi. Złe włosy ;[
Puch jest silniejszy gdy myję włosy rano, od razu po wyschnięciu wyglądam jak wielki rudy pudel. Postanowiłam więc sporządzić plan jesiennej pielęgnacji, który będzie wymagał ode mnie zmienienia kilku kosmetyków, ale wóz albo przewóz, nie można złapać dwóch srok za jeden ogon.
Oczyszczanie:
Myję włosy codziennie i bardzo nie chciałabym tego zmieniać, ale czasami myślę, że to nie byłoby złe rozwiązanie. Ogólnie panuje przekonanie, że latem włosy przetłuszczają się szybciej, ja tego nie zauważyłam, przez cały rok myję włosy codziennie więc generalnie nie mam co narzekać na przetłuszczanie się. Do tej pory stosowałam łagodne szampony, ale obecnie chcę się przerzucić na coś pełnego silikonów. Jeszcze nie zdecydowałam się na konkretny szampon, bo te mocno sylikonowe często podrażniają mi głowę i powodują łupież. Oczywiście nie planuję używać tych szamponów na okrągło, od czasu do czasu będę oczyszczać włosy jakimś zdzieraczem.
Odżywianie:
Oleje, maski i odżywki. Tutaj generalnie niewiele planuję zmieniać. Nadal będę intensywnie odżywiać włosy, więcej uwagi poświęcę olejom, które mam nadzieję trochę wygładzą mój puch. Ostatnio jedyny olejek jaki stosuję to BDFM ponieważ wszystkie mi się skończyły i po prostu muszę coś kupić, nie wiem tylko co :) Do zabezpieczania oczywiście silikony, czasami olejek BDFM ale łatwo nim przetłuścić włosy.
Stylizacja:
Bardzo, ale to bardzo chciałabym zrezygnować z suszarki, ale nie jestem w stanie, gdyż moja grzywka nie chce się ładnie ułożyć bez pomocy nawiewu. Oczywiście zawsze suszę jedynie chłodnym powietrzem, nie suszę też całych włosów, a jedynie grzywkę. Nie prostuję włosów, czasami muszę doprostować grzywkę, gdy się spuszy. Prostownica jedynie na wyjścia, a i tak wtedy gdy mi się zechce :D
Dodatkowo:
Planuję częściej chodzić w upiętych włosach. Pokochałam rozpuszczone włosy, ale przytrzaskiwanie ich paskiem od torby jest koszmarne :( Dodatkowo ocierają mi się o szaliki, kurtki itp przez co się łamią. Będę się starała upinać włosy do snu, ale po prostu nie wiem jak to robić. Warkocz jest najwygodniejszy, bo nie uwiera i się nie rozwala tak bardzo, ale włosy są później pofalowane i u mnie źle to wygląda. Koczek odpada, bo po pierwsze się rozwal, po drugie włosy brzydko wyglądaj a po trzecie dużo wypada mi włosów gdy próbuję wykręcić włosy z gumki. Kucyk nad karkiem jest spoko, ale trochę uwiera no i gumka spada. Nie wiem co robić :(
No to chyba tyle jeżeli chodzi o jesienną pielęgnację. Bardzo bym chciała zmniejszyć puszenie się włosów, ale to ciężki temat. Jesienią stawiam na oleje!
A oto ja i moje włosy :D
Kocham jesień, ale moje włosy nie :( Jesień i Zima to ich znienawidzone pory roku, buntują się i protestują pusząc się do granic możliwości. Niestety pomimo ogromnych chęci nie umiem opanować puchu. Wszelkimi sposobami próbuję dociążyć włosy, ale nic nie wychodzi. Złe włosy ;[
Puch jest silniejszy gdy myję włosy rano, od razu po wyschnięciu wyglądam jak wielki rudy pudel. Postanowiłam więc sporządzić plan jesiennej pielęgnacji, który będzie wymagał ode mnie zmienienia kilku kosmetyków, ale wóz albo przewóz, nie można złapać dwóch srok za jeden ogon.
Oczyszczanie:
Myję włosy codziennie i bardzo nie chciałabym tego zmieniać, ale czasami myślę, że to nie byłoby złe rozwiązanie. Ogólnie panuje przekonanie, że latem włosy przetłuszczają się szybciej, ja tego nie zauważyłam, przez cały rok myję włosy codziennie więc generalnie nie mam co narzekać na przetłuszczanie się. Do tej pory stosowałam łagodne szampony, ale obecnie chcę się przerzucić na coś pełnego silikonów. Jeszcze nie zdecydowałam się na konkretny szampon, bo te mocno sylikonowe często podrażniają mi głowę i powodują łupież. Oczywiście nie planuję używać tych szamponów na okrągło, od czasu do czasu będę oczyszczać włosy jakimś zdzieraczem.
Odżywianie:
Oleje, maski i odżywki. Tutaj generalnie niewiele planuję zmieniać. Nadal będę intensywnie odżywiać włosy, więcej uwagi poświęcę olejom, które mam nadzieję trochę wygładzą mój puch. Ostatnio jedyny olejek jaki stosuję to BDFM ponieważ wszystkie mi się skończyły i po prostu muszę coś kupić, nie wiem tylko co :) Do zabezpieczania oczywiście silikony, czasami olejek BDFM ale łatwo nim przetłuścić włosy.
Stylizacja:
Bardzo, ale to bardzo chciałabym zrezygnować z suszarki, ale nie jestem w stanie, gdyż moja grzywka nie chce się ładnie ułożyć bez pomocy nawiewu. Oczywiście zawsze suszę jedynie chłodnym powietrzem, nie suszę też całych włosów, a jedynie grzywkę. Nie prostuję włosów, czasami muszę doprostować grzywkę, gdy się spuszy. Prostownica jedynie na wyjścia, a i tak wtedy gdy mi się zechce :D
Dodatkowo:
Planuję częściej chodzić w upiętych włosach. Pokochałam rozpuszczone włosy, ale przytrzaskiwanie ich paskiem od torby jest koszmarne :( Dodatkowo ocierają mi się o szaliki, kurtki itp przez co się łamią. Będę się starała upinać włosy do snu, ale po prostu nie wiem jak to robić. Warkocz jest najwygodniejszy, bo nie uwiera i się nie rozwala tak bardzo, ale włosy są później pofalowane i u mnie źle to wygląda. Koczek odpada, bo po pierwsze się rozwal, po drugie włosy brzydko wyglądaj a po trzecie dużo wypada mi włosów gdy próbuję wykręcić włosy z gumki. Kucyk nad karkiem jest spoko, ale trochę uwiera no i gumka spada. Nie wiem co robić :(
No to chyba tyle jeżeli chodzi o jesienną pielęgnację. Bardzo bym chciała zmniejszyć puszenie się włosów, ale to ciężki temat. Jesienią stawiam na oleje!
A oto ja i moje włosy :D
Rudy pudel |
niedziela, 21 września 2014
Niedziela dla włosów #3 olej, żelatyna i spacer
Hej!
Znów muszę się usprawiedliwić za tak długą nieobecność, ale jestem trochę zajęta i trochę przeziębiona i w ogóle jeszcze tydzień wakacji mi został i mi smutno, że muszę iść znów do szkoły :(
Kolejna niedziela dla włosów. Dzisiaj pielęgnacja była dosyć złożona, jednak efekt jest inny niż oczekiwałam.
Wczoraj wieczorem nałożyłam na włosy olejek BDFM z kilkoma kroplami gliceryny i poszłam spać. Dziś obudziłam się z dziką myślą zrobienia laminowania włosów! Już kilka razy robiłam ten zabieg jednak nigdy efekt nie był na tyle dobry, żeby pokazywać go na blogu. Raz, jeszcze przed założeniem bloga tak strasznie przeproteinowałam włosy, że bałam się w ogóle patrzeć na żelatynę. Wracając do tematu, umyłam włosy szamponem ananasowym i na chwilę nałożyłam odżywkę CIEN z Lidla (to było pierwsze użycie). Odsączyłam włosy i nałożyłam wcześniej przygotowaną mieszankę żelatynową. Jedną łyżkę żelatyny zalałam wrzątkiem i po ostudzeniu dodałam łyżkę keratynowej maski Kallos i łyżeczkę Garnier Fructis Oleo Repair. Paciajkę nałożyłam na włosy (od czubka po końce) i trzymałam przez 35 minut pod czepkiem.
Po upływie określonego czasu spłukałam włosy chłodną wodą, ale bałam się, że będę miała resztki żelatyny lub maski na skalpie więc umyłam sam skalp szamponem Biały Jeleń. Już po spłukaniu czułam, że włosy są szorstkie. Ale nic się nie przejmując wysuszyłam grzywkę i poczekałam, aż reszta włosów sama wyschnie. Co jakiś czas dotykałam włosów, rozczesałam je palcami i już wiedziałam, że jest źle. Nie mogę tego nazwać typowym przeproteinowaniem, bo włosy nie są masakrycznie suche, ale są wyraźnie matowe i mało wygładzone. Nie pomogła nawet odżywka Joanna z miodem i cytryną. Niestety złe niedziele dla włosów również się zdarzają :(
Zdjęcia są robione w świetle naturalnym, niestety wiatr popsuł moją grzywkę i wygląda dziwnie...
Efekt wygląda tak:
Nie jestem zadowolona ze swoich dzisiejszych włosów, ale jestem zadowolona z popołudnia, które
spędziłam z T na spacerze! Zbliża się jesień i postanowiliśmy spędzić dzień na świeżym powietrzu :)
A co u Was ? :)
Znów muszę się usprawiedliwić za tak długą nieobecność, ale jestem trochę zajęta i trochę przeziębiona i w ogóle jeszcze tydzień wakacji mi został i mi smutno, że muszę iść znów do szkoły :(
Kolejna niedziela dla włosów. Dzisiaj pielęgnacja była dosyć złożona, jednak efekt jest inny niż oczekiwałam.
Wczoraj wieczorem nałożyłam na włosy olejek BDFM z kilkoma kroplami gliceryny i poszłam spać. Dziś obudziłam się z dziką myślą zrobienia laminowania włosów! Już kilka razy robiłam ten zabieg jednak nigdy efekt nie był na tyle dobry, żeby pokazywać go na blogu. Raz, jeszcze przed założeniem bloga tak strasznie przeproteinowałam włosy, że bałam się w ogóle patrzeć na żelatynę. Wracając do tematu, umyłam włosy szamponem ananasowym i na chwilę nałożyłam odżywkę CIEN z Lidla (to było pierwsze użycie). Odsączyłam włosy i nałożyłam wcześniej przygotowaną mieszankę żelatynową. Jedną łyżkę żelatyny zalałam wrzątkiem i po ostudzeniu dodałam łyżkę keratynowej maski Kallos i łyżeczkę Garnier Fructis Oleo Repair. Paciajkę nałożyłam na włosy (od czubka po końce) i trzymałam przez 35 minut pod czepkiem.
Po upływie określonego czasu spłukałam włosy chłodną wodą, ale bałam się, że będę miała resztki żelatyny lub maski na skalpie więc umyłam sam skalp szamponem Biały Jeleń. Już po spłukaniu czułam, że włosy są szorstkie. Ale nic się nie przejmując wysuszyłam grzywkę i poczekałam, aż reszta włosów sama wyschnie. Co jakiś czas dotykałam włosów, rozczesałam je palcami i już wiedziałam, że jest źle. Nie mogę tego nazwać typowym przeproteinowaniem, bo włosy nie są masakrycznie suche, ale są wyraźnie matowe i mało wygładzone. Nie pomogła nawet odżywka Joanna z miodem i cytryną. Niestety złe niedziele dla włosów również się zdarzają :(
Zdjęcia są robione w świetle naturalnym, niestety wiatr popsuł moją grzywkę i wygląda dziwnie...
Efekt wygląda tak:
Nie jestem zadowolona ze swoich dzisiejszych włosów, ale jestem zadowolona z popołudnia, które
spędziłam z T na spacerze! Zbliża się jesień i postanowiliśmy spędzić dzień na świeżym powietrzu :)
A co u Was ? :)
niedziela, 14 września 2014
Niedziela dla włosów #2 drożdże i miód
Hej !
To już druga niedziela poświęcona moim włosom, jak ten czas szybko leci. Wczoraj spędziłam miły wieczór w gronie rodziny. Karkówka, szaszłyki, ciasto i śliwowica ( ja jako kierowca, oczywiście woda z miętą i cytryną) tak żegnaliśmy lato, nie wiadomo czy trafi się na jeszcze taki piękny, ciepły wieczór. Jako, że grillowanie trwało do późna nie zdążyłam umyć wczoraj czupryny, z czego moje włosy się bardzo ucieszyły, bo zafundowałam im dzisiaj drożdżową maskę!
Do przygotowania maski użyłam:
- 1/3 kostki drożdży (zalałam je odrobiną wody)
- 2 łyżki miodu
- 1 łyżka jogurtu naturalnego (zwykły, ale grecki sprawdza się dużo lepiej)
- 1 łyżka maski BingoSpa ze spiruliną i keratyną RECENZJA
- 1 łyżka maski Kallos Keratin
Nie mam zdjęcia, ale konsystencja mieszaniny, nijak nie przypominała maski. Wody, którą rozcieńczałam drożdże okazało się za dużo i całość wyglądała raczej jak zupa. Niespecjalnie się tym przejęłam, bo maskę zrobiłam z myślą o dopieszczeniu skalpu. Włosy lekko zwilżyłam i wysmarowałam "zupą" skalp (głowa pochylona w dół). Resztę maseczki wsmarowałam we włosy, zawinęłam wszystko w koka i ukryłam pod czepkiem i turbanem.
Maseczkę trzymałam na włosach przez ok 75 minut (miało być 60, ale się zagapiłam). Następnie umyłam włosy swoim nowym szamponem o zapachu ananasa. Efekt? Szorstkie włosy, których nie mogłabym nawet rozczesać, więc standardowo użyłam odżywki, dziś Garnier Fructis Oleo Repair. Na lekko wilgotne włosy nałożyłam odżywkę b/s Joanna miód i cytryna.
Grzywkę wysuszyłam od razu, niestety gdy schnie sama wygląda brzydko.
Niestety ostatnie promienie słońca bardzo utrudniały mi zrobienie zdjęcia naturalnym świetle. Kolor włosów na trzecim zdjęciu jest przekłamany, ponieważ musiałam użyć rolet, które trochę zniekształciły światła w aparacie. Efekt:
To już druga niedziela poświęcona moim włosom, jak ten czas szybko leci. Wczoraj spędziłam miły wieczór w gronie rodziny. Karkówka, szaszłyki, ciasto i śliwowica ( ja jako kierowca, oczywiście woda z miętą i cytryną) tak żegnaliśmy lato, nie wiadomo czy trafi się na jeszcze taki piękny, ciepły wieczór. Jako, że grillowanie trwało do późna nie zdążyłam umyć wczoraj czupryny, z czego moje włosy się bardzo ucieszyły, bo zafundowałam im dzisiaj drożdżową maskę!
Do przygotowania maski użyłam:
- 1/3 kostki drożdży (zalałam je odrobiną wody)
- 2 łyżki miodu
- 1 łyżka jogurtu naturalnego (zwykły, ale grecki sprawdza się dużo lepiej)
- 1 łyżka maski BingoSpa ze spiruliną i keratyną RECENZJA
- 1 łyżka maski Kallos Keratin
Nie mam zdjęcia, ale konsystencja mieszaniny, nijak nie przypominała maski. Wody, którą rozcieńczałam drożdże okazało się za dużo i całość wyglądała raczej jak zupa. Niespecjalnie się tym przejęłam, bo maskę zrobiłam z myślą o dopieszczeniu skalpu. Włosy lekko zwilżyłam i wysmarowałam "zupą" skalp (głowa pochylona w dół). Resztę maseczki wsmarowałam we włosy, zawinęłam wszystko w koka i ukryłam pod czepkiem i turbanem.
Maseczkę trzymałam na włosach przez ok 75 minut (miało być 60, ale się zagapiłam). Następnie umyłam włosy swoim nowym szamponem o zapachu ananasa. Efekt? Szorstkie włosy, których nie mogłabym nawet rozczesać, więc standardowo użyłam odżywki, dziś Garnier Fructis Oleo Repair. Na lekko wilgotne włosy nałożyłam odżywkę b/s Joanna miód i cytryna.
Grzywkę wysuszyłam od razu, niestety gdy schnie sama wygląda brzydko.
Niestety ostatnie promienie słońca bardzo utrudniały mi zrobienie zdjęcia naturalnym świetle. Kolor włosów na trzecim zdjęciu jest przekłamany, ponieważ musiałam użyć rolet, które trochę zniekształciły światła w aparacie. Efekt:
A tutaj fota moich super mega wielkich odrostów, których już niedługo nie będzie!
A co słychać u Waszych włosów ?
piątek, 12 września 2014
Najnowsze zakupy kosmetyczne
Cześć!
Przedstawiam Wam moje najświeższe zakupy kosmetyczne. Te produkty są nowością na mojej kosmetycznej półce, wcześniej ich nie używałam, dlatego postanowiłam je Wam pokazać. Dwa z nich są powszechnie znane, kolejny chyba niekoniecznie :)
Biały Jeleń hipoalergiczny żel do higieny intymnej
Jak na razie nie zawiodłam się na żadnym produkcie od Białego Jelenia i zostanę mu wierna. Do tej pory używałam Facelle, ale stwierdziłam, że pora na zmiany. Żel kupiłam w Auchanie za cenę ok 8 zł/500 ml
Kallos cosmetics Keratin
Przymierzałam się do niej jak pies do jeża, ale w do ostatecznego zakupu przekonała mnie promocja w Hebe. Cena promocyjna: 7 z groszami/ 1000 ml
Laligne Hair Shampoo Frucht & Vitamin
Niemiecki szampon o boskim zapachu ananasów. Pierwszy raz kupiłam szampon ze względu na zapach, który urzekł mnie do nieprzytomności. Producent mówi nam, że jest to: "Odżywczy szampon zawierający kompleks witaminy B. Zawierające nim naturalne kwasy owocowe mają pozytywny wpływ na podrażnioną skórę głowy."
Nigdy wcześniej nie wiedziałam tego szamponu, nie znalazłam też o nim żadnej opinii. Zapach ma obłędny, cena to ok 4 zł/ 500 ml
Skład:
aqua, sodium laureth sulfate, sodium chloride, cocamidopropyl betaine, glycerin, polyquaterinium-7, sodium benzoate, coco glucoside, glyceryl oleate, citric acid, niacinamide, perfum, potassium sorbate, propylene glycol, carica papaya fruit extract, actinidia chinesis fruit extract, C.I. 15985
No i tyle z moich super zakupów :)
Mam nadzieję, że nie zawiodę się na produktach! :)
Miłego wieczoru :*
Przedstawiam Wam moje najświeższe zakupy kosmetyczne. Te produkty są nowością na mojej kosmetycznej półce, wcześniej ich nie używałam, dlatego postanowiłam je Wam pokazać. Dwa z nich są powszechnie znane, kolejny chyba niekoniecznie :)
Biały Jeleń hipoalergiczny żel do higieny intymnej
Jak na razie nie zawiodłam się na żadnym produkcie od Białego Jelenia i zostanę mu wierna. Do tej pory używałam Facelle, ale stwierdziłam, że pora na zmiany. Żel kupiłam w Auchanie za cenę ok 8 zł/500 ml
Kallos cosmetics Keratin
Przymierzałam się do niej jak pies do jeża, ale w do ostatecznego zakupu przekonała mnie promocja w Hebe. Cena promocyjna: 7 z groszami/ 1000 ml
Laligne Hair Shampoo Frucht & Vitamin
Niemiecki szampon o boskim zapachu ananasów. Pierwszy raz kupiłam szampon ze względu na zapach, który urzekł mnie do nieprzytomności. Producent mówi nam, że jest to: "Odżywczy szampon zawierający kompleks witaminy B. Zawierające nim naturalne kwasy owocowe mają pozytywny wpływ na podrażnioną skórę głowy."
Nigdy wcześniej nie wiedziałam tego szamponu, nie znalazłam też o nim żadnej opinii. Zapach ma obłędny, cena to ok 4 zł/ 500 ml
Skład:
aqua, sodium laureth sulfate, sodium chloride, cocamidopropyl betaine, glycerin, polyquaterinium-7, sodium benzoate, coco glucoside, glyceryl oleate, citric acid, niacinamide, perfum, potassium sorbate, propylene glycol, carica papaya fruit extract, actinidia chinesis fruit extract, C.I. 15985
No i tyle z moich super zakupów :)
Mam nadzieję, że nie zawiodę się na produktach! :)
Miłego wieczoru :*
wtorek, 9 września 2014
BingoSpa- maska ze spiruliną i keratyną
Hej!
Dzisiaj przed Wami recenzja maski do włosów od BingoSpa. Jeżeli chcecie się dowiedzieć jak oceniam ten produkt zapraszam do czytania recenzji!
Cena:
ok 10 zł (w Auchanie większość masek jest tańszych w innych sklepach produkty mogą być droższe)
Pojemność:
500 ml
Skład:
Aqua, 1 Heksadecanol 1 Octadecanol (miksture), Ceteareth-20 (and) Cetearyl Alcohol, Stearamidopropyl Dimethylamine, Hydrolyzed Keratin, Glycerin, Aqua, Fucus Vesiculosus Extract, Enteromorpha Compressa Extract, Porphyra Umbilicalis Extract, Undaria Pinnatifida Extract, Lithothamniom Calcareum Extract, Parfum, Citric Acid, Methyl Paraben, Sodium Benzoate, Ethyl Paraben.
Od producenta:
Maska ma neutralny zapach, który nie utrzymuje się na włosach. Producent zaleca nałożenie maski na 5-10 minut, 2-3 razy w tygodniu. Ja jak to ja, nie przestrzegałam zaleceń i nakładałam maskę przy każdym myciu (codziennie) na ok 10 minut, czasami zdarzało się mniej, ale sporadycznie. Maska bardzo pomaga w rozczesywaniu włosów, nawet po zastosowaniu szamponu silnie oczyszczającego. Maska ma całkiem gęstą konsystencję, nie spływa z włosów.
Przy regularnym stosowaniu maski zauważyłam, że włosy są dużo bardziej nawilżone, wygładzone i się tak nie puszą (jesień- pora puchu na włosach), są delikatniejsze, gładsze, milsze w dotyku, lśniące. Często dodawałam ten produkt do pasek domowych, wtedy efekt był jeszcze lepszy.
Co prawda nie zauważyłam mniejszej łamliwości włosów, ale nie oczekuję tego- moje włosy są zniszczone od wewnątrz i jedna maska tego nie zmieni.
Bardzo polubiłam tę maskę, myślę, że kupię ją ponownie o ile nie wpadnie mi w ręce coś ciekawszego. Zastanawiam się również nad Kallosem z proteinami mleka.
Dzisiaj przed Wami recenzja maski do włosów od BingoSpa. Jeżeli chcecie się dowiedzieć jak oceniam ten produkt zapraszam do czytania recenzji!
BingoSpa maska ze spiruliną i keratyną
Cena:
ok 10 zł (w Auchanie większość masek jest tańszych w innych sklepach produkty mogą być droższe)
Pojemność:
500 ml
Skład:
Aqua, 1 Heksadecanol 1 Octadecanol (miksture), Ceteareth-20 (and) Cetearyl Alcohol, Stearamidopropyl Dimethylamine, Hydrolyzed Keratin, Glycerin, Aqua, Fucus Vesiculosus Extract, Enteromorpha Compressa Extract, Porphyra Umbilicalis Extract, Undaria Pinnatifida Extract, Lithothamniom Calcareum Extract, Parfum, Citric Acid, Methyl Paraben, Sodium Benzoate, Ethyl Paraben.
Od producenta:
"Maska keratynowa do włosów ze spiruliną BingoSpa przeznaczona jest do pielęgnacji włosów słabych, zniszczonych, przesuszonych i łamliwych, po trwałej ondulacji, farbowaniu i rozjaśnianiu. Po jej zastosowaniu włosy ulegają wyraźnemu wzmocnieniu i w sposób zauważalny zwiększa się ich objętość, powraca połysk i zdrowy wygląd."Moja opinia:
Maska ma neutralny zapach, który nie utrzymuje się na włosach. Producent zaleca nałożenie maski na 5-10 minut, 2-3 razy w tygodniu. Ja jak to ja, nie przestrzegałam zaleceń i nakładałam maskę przy każdym myciu (codziennie) na ok 10 minut, czasami zdarzało się mniej, ale sporadycznie. Maska bardzo pomaga w rozczesywaniu włosów, nawet po zastosowaniu szamponu silnie oczyszczającego. Maska ma całkiem gęstą konsystencję, nie spływa z włosów.
Przy regularnym stosowaniu maski zauważyłam, że włosy są dużo bardziej nawilżone, wygładzone i się tak nie puszą (jesień- pora puchu na włosach), są delikatniejsze, gładsze, milsze w dotyku, lśniące. Często dodawałam ten produkt do pasek domowych, wtedy efekt był jeszcze lepszy.
Co prawda nie zauważyłam mniejszej łamliwości włosów, ale nie oczekuję tego- moje włosy są zniszczone od wewnątrz i jedna maska tego nie zmieni.
Bardzo polubiłam tę maskę, myślę, że kupię ją ponownie o ile nie wpadnie mi w ręce coś ciekawszego. Zastanawiam się również nad Kallosem z proteinami mleka.
poniedziałek, 8 września 2014
Algi morskie prosto z Biedronki
Hej!
Co słychać u Waszych włosów? Moje ostatnio przechodzą katusze, bo przez ponad tydzień trwał u mnie remont i pielęgnacja włosów była mocno utrudniona. Przez kilka dni w moim domu przebywali panowie od podłóg i mebli, głupio się czułam paradując w turbanie na głowie...
Było ciężko, ale robiłam co mogłam, między innymi dorwałam kilka produktów, których jeszcze nie miałam okazji używać. Jednym z produktów są Algi Morskie Algo. Produkt zakupiłam w Biedronce za szokującą cenę 3.99 !
Dwudziestogramowe opakowanie zawiera: Ascophyllum nodosum (algi brunatne), Laminaria digitata (algi mikronizowane), Spirulina.
Jak widać skład jest w 100% naturalny, co jest dla nas miłą odmianą jeżeli chodzi o produkty dostępne stacjonarnie.
Docelowo algi przeznaczone są do pielęgnacji twarzy, na opakowaniu znajdziemy 3 przepisy, które pomogą nam w przygotowaniu maseczek, okładów oraz peelingu.
Przyznaję się, ani razu nie użyłam tego produktu do pielęgnacji twarzy. Jak łatwo jest się domyślić dodawałam algi do masek do włosów. Zazwyczaj mieszałam płaską łyżeczkę alg z maseczką BingoSpa spirulina i keratyna, często dodawałam również olejek BDFM, olejek migdałowy, miód, jogurt naturalny- generalnie wszystko co lubię w domowej pielęgnacji i co aktualnie znajdę w kuchni. Czasami ośmielam się dodać również jajko, ale to pomału, jeszcze się nie przekonałam do jajka.
Po takiej maseczce włosy są mięsiste, widocznie odżywione, wygładzone i nawilżone. Efekt alg jest na prawdę spektakularny, bo już po pierwszym użyciu odniosłam wrażenie, że włosy są jakby grubsze, czyli trochę jak po hennie.
Bardzo polubiłam ten produkt i jeżeli znajdę go jeszcze w Biedrze, to na pewno kupię algi, bo za taką cenę na prawdę warto!
Znacie już te algi ?
Co słychać u Waszych włosów? Moje ostatnio przechodzą katusze, bo przez ponad tydzień trwał u mnie remont i pielęgnacja włosów była mocno utrudniona. Przez kilka dni w moim domu przebywali panowie od podłóg i mebli, głupio się czułam paradując w turbanie na głowie...
Było ciężko, ale robiłam co mogłam, między innymi dorwałam kilka produktów, których jeszcze nie miałam okazji używać. Jednym z produktów są Algi Morskie Algo. Produkt zakupiłam w Biedronce za szokującą cenę 3.99 !
Dwudziestogramowe opakowanie zawiera: Ascophyllum nodosum (algi brunatne), Laminaria digitata (algi mikronizowane), Spirulina.
Jak widać skład jest w 100% naturalny, co jest dla nas miłą odmianą jeżeli chodzi o produkty dostępne stacjonarnie.
Docelowo algi przeznaczone są do pielęgnacji twarzy, na opakowaniu znajdziemy 3 przepisy, które pomogą nam w przygotowaniu maseczek, okładów oraz peelingu.
Kliknij aby powiększyć zdjęcie :) |
Po takiej maseczce włosy są mięsiste, widocznie odżywione, wygładzone i nawilżone. Efekt alg jest na prawdę spektakularny, bo już po pierwszym użyciu odniosłam wrażenie, że włosy są jakby grubsze, czyli trochę jak po hennie.
Bardzo polubiłam ten produkt i jeżeli znajdę go jeszcze w Biedrze, to na pewno kupię algi, bo za taką cenę na prawdę warto!
Znacie już te algi ?
niedziela, 7 września 2014
Niedziela dla włosów #1
Cześć!
Jestem zmęczona, bolą mnie nogi i przez cały dzień siedzę w piżamie. Wczoraj byłam na pieszej pielgrzymce do Krypna (to już piąta!), trasa wynosi ok 35 km. No nie powiem, że było łatwo, było ciężko, bardzo ciężko. No, ale intencje zaniesione więc jest dobrze, teraz mogę odpoczywać.
Niedziela dla włosów to dla mnie nowość. Nawet jeżeli którejś tam niedzieli nakładałam na włosy maski czy olejki, to jakoś nie czułam potrzeby pisania o tym na blogu, dziś postanowiłam bo wprowadziłam do pielęgnacji coś nowego i coś czego recenzja pojawi się jutro! :)
Włosy umyłam szamponem GP z pokrzywą, zawinęłam je w turban na kilka minut, aby woda z nich nie ciekła.
Na wilgotne i delikatnie rozczesane włosy nałożyłam maskę:
- łyżka maski Gloria
- łyżka maski BingoSpa ze spirulina i keratyną
- łyżka olejku BDFM
- małe żółtko
- łyżeczka alg morskich
Maskę nałożyłam na włosy na godzinę. Po upływie czasu umyłam włosy szamponem Biały Jeleń i nałożyłam odżywkę Garnier Fructis Oleo Repair.
Efekt jest taki:
Zdjęcie jest trochę ciemne, ale pomimo pięknej, słonecznej niedzieli, nie mogłam zrobić dobrego zdjęcia.
Na zdjęciu niżej widać, że włosy są wygładzone :)
Jestem zmęczona, bolą mnie nogi i przez cały dzień siedzę w piżamie. Wczoraj byłam na pieszej pielgrzymce do Krypna (to już piąta!), trasa wynosi ok 35 km. No nie powiem, że było łatwo, było ciężko, bardzo ciężko. No, ale intencje zaniesione więc jest dobrze, teraz mogę odpoczywać.
Niedziela dla włosów to dla mnie nowość. Nawet jeżeli którejś tam niedzieli nakładałam na włosy maski czy olejki, to jakoś nie czułam potrzeby pisania o tym na blogu, dziś postanowiłam bo wprowadziłam do pielęgnacji coś nowego i coś czego recenzja pojawi się jutro! :)
Na wilgotne i delikatnie rozczesane włosy nałożyłam maskę:
- łyżka maski Gloria
- łyżka maski BingoSpa ze spirulina i keratyną
- łyżka olejku BDFM
- małe żółtko
- łyżeczka alg morskich
Maskę nałożyłam na włosy na godzinę. Po upływie czasu umyłam włosy szamponem Biały Jeleń i nałożyłam odżywkę Garnier Fructis Oleo Repair.
Efekt jest taki:
Zdjęcie jest trochę ciemne, ale pomimo pięknej, słonecznej niedzieli, nie mogłam zrobić dobrego zdjęcia.
Na zdjęciu niżej widać, że włosy są wygładzone :)
Włosy są sypie, gładkie i delikatne- ciągle je macam, chociaż wiem, że to im nie służy...
Jak tam wasze niedzielne włosy ? :)
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)